O sobie
Aktualności
O rodzinie
O Bohosiewiczach
Ormianie Polscy
Nasze wyprawy
Pupilek kot
Galeria
Ważne adresy
Ciekawe adresy
Kontakt
Po prostu
Nieaktualności

Ewa Sztolcman Kotlarczyk

- wspomnienie



Aktorka odeszła...

   

Mówiła po wielokroć, że chciałaby odejść wiosną, gdy majowe słońce pieści świeżą zieleń drzew, gdy przyroda rozlewa niezrównaną harmonię barw, gdy pszczoły brzęczą. Lubiła wówczas Ewa Sztolcman Kotlarczyk cytować wiersze Krystyny Niżyńskiej, z naciskiem podkreślając za aktorką, aby wiosennej scenerii nie zmąciły dotkliwe atrybuty bólu i tragedii rozstania. Odeszła 6 września. W tydzień później 13 września została pochowana na cmentarzu.     

Dzień był podobny do tego, o którym wierszem Niżyńskiej modliła się, choć nie majowy: ciepły i słoneczny. W ostatnich miesiącach życia, świadoma swojej nieuleczalnej choroby i nadchodzącego zgonu, podkreślała, że każdy następny dzień jest dla niej darem Opatrzności. I tylko pewnie przypuszczać nie mogła, że żegnać Ją będzie około tysiąca osób.     

Uroczystościom pogrzebowym przewodniczył ks.infułat Jerzy Bryła, duszpasterz środowisk artystycznych Krakowa, wśród koncelebransów był m.in. ks. Jan Abrahamowicz, proboszcz kościoła św. Krzyża, w którym na coniedzielnych mszach i innych uroczystościach gromadzą się krakowscy artyści. W ostatniej drodze Ewy Sztolcman Kotlarczykowej uczestniczyli liczni artyści krakowskich scen, m.in. Rapsodycy, byli aktorzy Teatru Satyryków, Estrady Krakowskiej, z którymi Ewa Sztolcman zawodowo była związana, przedstawiciele innych krakowskich teatrów, przedstawiciele Teatru Regionalnego, środowisk literackich, kombatanckich, stowarzyszeń regionalnych...     

Nie należała do artystów, którym powierzano główne role w filmach, czy sztukach teatralnych. Jej życiowym posłannictwem i żywiołem była nade wszystko szeroko pojęta estrada, która zjednywała jej popularność i uznanie publiczności.
    Po raz ostatni uczestniczyłem w masowej imprezie patriotycznej z udziałem Ewy Sztolcman Kotlarczykowej, w dniu 24 marca br. Przygotowywaliśmy się na Rynku Głównym: przedstawiciele Telewizji Polskiej, Radia Kraków i "Gazety Krakowskiej" do historycznej fotografii "Krakowian początku XXI wieku", którą miał wykonać światowej sławy artysta fotografik, Ryszard Horowitz, pani Ewa uczestniczyła w tym czasie w uroczystościach związanych z rocznicą przysięgi Tadeusza Kościuszki. Recytowała wiersze i inne teksty patriotyczne, m.in. fragmenty przysięgi Kościuszki. Wiedziałem, że była już wówczas poważnie chora, że stan jej zdrowia ulega pogorszeniu... Gdy recytowała teksty, a czynila to jak zawsze z pasją i zaangażowaniem emocjonalnym, sprawiała wrażenie osoby zdrowej, z młodzieńczą werwą i zapałem. W kilka chwil później dostrzegłem, z jakim trudem porusza się, ile bólu sprawiają jej zwykłe, codzienne czynności.
    Pochodziła z rodziny o bogatych tradycjach patriotycznych. Jej zainteresowania i osobowość w przemożny sposób kształtował rodowód, a także bogate tradycje kresowe. Matka, znana animatorka kultury, twórczyni znanych i popularnych kiedyś zespołów artystycznych, autorka licznych scenariuszy i reżyserka, Maria Rokoszowa, pochodziła z rodziny o polsko-węgierskim rodowodzie, ojciec - Mieczysław Bohosiewicz, z zawodu lekarz dentysta, pochodził ze starej, wielce skoligaconej rodziny Ormian polskich.
    Urodziła się w 1928 r. w Kołomyi, stolicy Pokucia, mieście więc o bogatej wielokulturowej tożsamości i nie mniej interesującym folklorze; etnicznie i historycznie zróżnicowanym. To miasto oraz pobliski Gwoździec stały się z czasem obszarami tęsknot Ewy Sztolcman i artystycznych powrotów.
    Artystyczny staż odbyła w zespole Żywego Słowa "Czytelnik", prowadzonym przez matkę. Występowała z tym zespołem w wielu miejscowościach regionu i kraju, w nim pewnie doświadczyła autentycznej pasji działania, tu także poznała wielu utalentowanych i oddanych pasji wspolnego działania. Tu poznała młodego aktora - Zbigniewa Cybulskiego, który swoje pierwsze artystyczne kroki stawiał w zespole prowadzonym przez Marię Rokoszową. Właśnie Rokoszowa skłoniła młodego Cybulskiego do podjęcia studiów w szkole aktorskiej.
    Po kilkuletniej pracy w Wojewódzkim Domu kultury w Krakowie, w którym zajmowała się zespołami dziecięcymi, na kilka lat związała się zawodowo z "Artosem", który z czasem przemianowany został na Państwowe Przedsiębiorstwo Imprez Artystycznych. Po zdaniu estradowego egzaminu kwalifikacyjnego została pierwszą w "Artosie" aktorką estradową. Z chwilą utworzenia przy "Artosie" Teatru Satyryków, podjęła - zgodnie z zainteresowaniem własnym - pracę w tym zespole, uzyskując niemałe sukcesy artystyczne. Znaczącym doświadczeniem artystycznym okazał się czteroletni okres pracy artystycznej w Teatrze Rapsodycznym (1959-63), na deskach którego występowała w licznych spektaklach, a później Estrada Krakowska, z którą związana była najdłużej. Po przejściu na emeryturę występowała nadal, choć już bardziej dorywczo, ale wciąż z niesłabnącym zaangażowaniem. Pojawiała się jako ukochana przez dziecięcą publiczność "Królowa Zima", pełna inwencji i swady występowala w Teatrze Regionalnym, prowadziła krakowskie bale, jako recytatorka wystyępowała na imprezach patriotycznych, na spotkaniach z osobami starszymi i z dziećmi. Właśnie ludziom starszym i dzieciom okazywała szczególnie dużo serca, a każdy artystyczny kontakt pojmowała jako swoją powinność i potrzebę serca. Często występowała charytatywnie: w kościołach, świetlicach, szpitalach, szkołach, domach kultury, na spotkaniach kombatantów.
    Odeszła przedwcześnie, jeszcze niedawno snując rozliczne plany artystyczne, z których nierealnością, w pełni świadomie zdołała się pogodzić.


Autorem powyższego tekstu, zamieszczonego w "Gazecie Krakowskiej" z 15-16.09.2002 jest Jan Dziedzic.


Ewa Sztolcman Kotlarczyk z Piotrem Boroniem w czasie jednego ze swoich licznych występów w Klubie "Jordanówka", maj 2001.

"Roznosiła śmiech i miłość" - tak zatytuował wspomnienia i dokumenty po niezwykłej Ewie jej wspaniały mąż Prof. Janusz Kotlarczyk, który swą książkę opatrzył dedykacją: Pamięci Ewuni - Najwspanialszego Daru mego życia. Szczycę się tym, że Profesor tę książkę mi ofiarował.

Pan Bogdan Bezeg (bogdan_bezeg@op.pl) napisał do mnie niedawno"Czytając wspomnienie o Ewie Sztolzman i jej mamie Marii Rokosz z Bezegów, potwierdziłem, że nasze rody są skoligacone. Nie wiem czy Ci są znane tradycje naszej rodziny. To węgierska szlachta dwuherbowa. W Polsce prawie 150 osób z mojej linii licząc od 1790 roku od protoplasty Szandora Bezeg. Mój dziad Stanisław to oficer 2 Pułku Ułanów, uczestnik walk pod Kockiem, potem więzień Oflagu II C. Jego brat Zygmunt - d-ca ośrodka zapasowego 21 Dywizji Piechoty Górskiej, potem kierownik Bazy Łącznikowo-Wywiadowczej "Romek" w Budapeszcie, podpułkownik z Krzyżem VM V klasy, pochowany w Krakowie na cm. Rakowickim. Drugi brat - Henryk - Naczelny Kwatermistrz u gen. Okulickiego, po wojnie Dyr.Dep.Zaop. w Ministerstwie Komunikacji, pochowany w Warszawie, siostra Jadwiga, pielęgniarka pochowana w Cieplicach. Bezegowie byli od lat zarządcami dóbr szlacheckich, biskupich i kniazia Puzyny w Gwoźdzcu." Uznałem za swój dług w stosunku do Ewy, z którą bardzo lubieliśmy się, dołączyć informację nadesłane przez P.Bogdana Bezeg. To taka jeszcze jedna z tajemnic rodzinnych. Andrzej Bohosiewicz.

 
 
Copyright © 2001 Andrzej Bohosiewicz.