Związek zawodowy
To nie tylko swój zakład pracy
Mówi dr Andrzej Bohosiewicz - od grudnia ubiegłego roku - nowy
przewodniczący Rady Wojewódzkiej OPZZ.
O związkach zrzeszonych w
Ogólnopolskim Porozumieniu Związków Zawodowych ostatnio coraz bardziej
głośno. Powodem chociażby ostatnia manifestacja, ale także podjęty spór
zbiorowy z rządem. Czy związek zawodowy musi sięgać aż po tak
drastyczne środki?
To jeszcze nie są środki drastyczne. Nowa
władza, od początku swojego istnienia nie przyjmuje do wiadomości, że
istnieją w Polsce inne związki zawodowe oprócz "Solidarności". Ten związek
jest"pod ręką" w rządzie, więc uznano, że wszystko jest w
porządku.
Mało tego, kuriozum jest tłumaczenie, że nie możemy przystąpić do
sporu zbiorowego z rządem, bo zasady rozwiązywania sporów sygnowała sześć
lat temu tylko "Solidarność". Ustawa o związkach zawodowych stwierdza
wyraźnie i jednoznacznie: "Organa państwowe, samorządu terytorialnego i
pracodawcy obowiązani są traktować jednakowo wszystkie związki
zawodowe(...)".
Tak więc nasz związek zawodowy nie może już dłużej spokojnie przyglądać
się biernie, jak poszerza się sfera ubóstwa, jak nie dotrzymuje się
składanych obietnic wyborczych o działaniach prorodzinnych. Postanowiliśmy
zamanifestować o najważniejsze sprawy (wszystkich postulatów jest 47).
Chcemy przede wszystkim: paktu dla polskiej rodziny; minimum socjalnego
dla każdego; obrony interesów pracowniczych; godnego życia emerytów i
rencistów. Wiadomo np., że 60% z nich pobiera renty i emerytury poniżej
minimum socjalnego.
W manifestacji brali także udział
przedstawiciele partii lewicowych: SdRP, PPS, UP. Jak układa się
współpraca z nimi, jakie jest miejsce związków w Sojuszu Lewicy
Demokratycznej?
Dobra współpraca świadczy chociażby o tym, że
manifestacja udała się. Nie może być mowy o podziałach. Jesteśmy Lewicą,
reprezentujemy wszyscy określony pogląd na obronę ludzi pracy -
pracobiorców, na program świadczeń socjalnych. Nie chodzi tu o wiarę, jak
się próbuje czasem demagogicznie sugerować. W związkach jest przecież
wielu ludzi wierzących i praktykujących.
W Sojuszu Lewicy Demokratycznej
startowaliśmy w wyborach. Postanowiliśmy mieć pretensje do samych siebie.
Poza tym, że wykreowaliśmy kandydatów, nie zrobiliśmy wiele. Zostawiliśmy
ich samych sobie. Chcemy być poważnym partnerem SLD, jego mocnym filarem.
Tu stawiamy na masowość i kręgosłup polityczny. Do wyborów samorządowych
przygotowujemy się bardzo starannie. Mamy własny sztab, który konsultuje
się z SdRP. Przygotowujemy swoją sieć informacji. Musimy wciągnąć w to
organizacje zakładowe. Zrobimy np. rozpoznanie gdzie są "bloki zakładowe",
tam też można lansować kandydata z organizacji zakładowej. Nie możemy
jednak pozwolić sobie na "deptanie twarzy" na ulicach. Z kandydatami
będziemy spotykać się kameralnie, na zebraniach. Będziemy reprezentować
ludzi pracy i do ludzi pracy - wyborców, będziemy starać się
trafić.
Postać nowego przewodniczącego jest królikiem wyciągniętym
z kapelusza, czy asem z rękawa?
Rzeczywiście jestem raczej
"młodym" działaczem związkowym. Właściwie to tylko pomagałem w pracy żonie
Barbarze, która przez lata była szefową ZNP w Krowodrzy. Zdobyłem też
trochę wiedzy. Mam zawód leśnika, inżyniera budowy dróg z dyplomem
Akademii Rolniczej. Mam również dyplom Organizacji i Zarządzania Akademii
Ekonomicznej, a z Cambridge - dyplom języka angielskiego. W Akademii Nauk
publikowałem w języku rosyjskim. Byłem dyrektorem filii Ośrodka
Kształcenia oraz szefowałem Ośrodkowi Pomocy Bezrobotnych. Tu przede
wszystkim zetknąłem się ze związkowymi problemami.
A żeby już wszystko o sobie, to mam hobby. Jest to kultura ormiańska. Zainteresowanie
nie wynika z moich korzeni. Rodzina bowiem pochodzi z miejsca zbiegu Prutu
i Czeremoszu. Nazwisko od Bohos - Paweł. Czasem o ciekawostkach
związanych z kulturą ormiańską mówię w TV. Staram się przypominać sylwetki
wielkich Polaków, np. Słowacki, Piramowicz, Axentowicz, którzy jak ja
mieli przodków Ormian.
Jak widać jestem trochę "wariatem". Ale mam
nadzieję, że zwariowaniem, szczególnie związkowym uda mi się zarazić
innych, tych wszystkich, którzy będą chcieli zrobić coś sensownego dla
związków zawodowych.
Dziękuję za rozmowę.
Ewa Kufel
Ta rozmowa o mojej pracy została przeprowadzona na
łamach Krakowskiego Przeglądu Społecznego w kwietniu 1998 r.
|